Mój poród

mój poród

Poród – wyobrażałam sobie ten dzień chyba tysiące razy. Jednak muszę stwierdzić, że to co się działo, stanowczo przebiło moje wszelkie wyobrażenia. Nigdy, nie przeżyliśmy tylu cudownych emocji i wrażeń w tak krótkim czasie… ale od początku.

Dzień jak co dzień.

Niby byłam już w 41 tygodniu ciąży i poród mógł zacząć się w każdej chwili, jednak, gdy się już zaczęło, nie do końca wierzyłam, że to się dzieje! Po południu poczułam ból w dolnym odcinku pleców. Jednak, delikatnie go zbagatelizowałam i wybraliśmy się koło 17 na spacer. Chciałam to rozchodzić, jednak okazało się, że na spacerze idzie mi trochę gorzej niż zwykle. To było na prawdę dziwne, ale sprawiało mi trudność swobodne poruszanie się. Postanowiliśmy szybciej wrócić do domu, abym wzięła cieplutką kąpiel. Ból nie przechodził, a w zamian pojawiły się skurcze! W końcu! Przez całą ciążę nie miałam nawet skurczy przepowiadających, które często czują kobiety już od połowy ciąży(a nasilają się pod koniec), więc nie wiedziałam jak te interpretować. Wciąż nie dowierzając, że to już, za pomocą aplikacji zaczęłam mierzyć długość i częstotliwość skurczy. Ku mojemu zaskoczeniu pojawiały się co 3-4 minuty. Oho, zrobiło się gorąco!

Jedziemy do szpitala.

Na spokojnie dopakowałam kilka rzeczy do walizki i postanowiliśmy pojechać do szpitala, choć kompletnie mi się nie spieszyło. Eryk starał się mnie zachęcić i zapewniał, że przecież, możemy się tylko przejechać i przy okazji sprawdzimy jak wygląda procedura przyjęcia.

Wyruszyliśmy więc, a mi serducho zaczynało bić mocniej! Tysiące myśli w głowie: “A jeżeli to już? Jeżeli zaraz zobaczymy Oliwiera? Jak to będzie? Nie mogę się doczekać! No i może trochę się jednak boję“.

Po około 40 minutach byliśmy na miejscu. Pamiętam, że przed rejestracją zapytana o powód przyjazdu powiedziałam niepewnie: “…przyjechałam z podejrzeniem porodu“. Po godzinie i odbytym KTG zostałam zakwalifikowana jako na prawdę rodząca kobieta! Jednak, wtedy, już nie miałam wątpliwości “Czy to to?“, gdyż skurcze w ekspresowym czasie nasiliły się do tego stopnia, że podczas wywiadu, wypełniania licznych dokumentów, odpowiadałam na pytania leżąc na kolanach przy biurku położnych. Robiłam jeszcze inne dziwne i teraz śmieszne pozy. Pamiętam, że nawet wtedy nie uciekł mi humor, gdyż w przerwach pomiędzy skurczami się śmiałam z siebie i ciągle prosiłam Panie o potwierdzenie, że nie jestem dzisiaj najgorszym przypadkiem stękania 🙂 Mimo ogromnego bólu, było tak jakoś pozytywnie, a ja cieszyłam się, że już…w końcu … RODZĘ!!!!

Jednak rodzę – poród!

Po jakimś czasie udało mi się przebrać w przygotowaną wcześniej koszulę porodową, klapeczki i zaprowadzono mnie na salę porodową. Poznałam położną, która będzie odbierać moje dziecko. Od razu mi się spodobała, gdyż była konkretna i miała bardzo spokojny, miły głos. W tej sytuacji to połączenie wydawało mi się być idealnym!

Początek na sali, nie był za piękny. Ból się nasilał, ja łagodziłam go siedząc i kręcąc się na piłce. Poród postępował i po jakimś czasie mógł dołączyć do mnie Eryk. Pierwsze słowa, które powiedziałam, po zobaczeniu go: “Jest hardcore!“. Jednak, gdy zobaczyłam jego minę(politowania połączoną z delikatnym uśmiechem wsparcia)po tym, jak mnie zobaczył, już wiedziałam, że nie musiałam tego mówić. Mimo, że w praktyce mąż nie złagodzi bólu, to sama jego obecność była ogromnie ważna. Czułam się jakby bezpieczniejsza. Eryk puścił spokojną muzykę i próbowaliśmy się “zrelaksować”, choć brzmi to co najmniej nierealnie. I tak jakoś mijał ten czas, w bólu, ale mimo wszystko z poczuciem humoru. Aż sama zastanawiam się, skąd je brałam tego dnia.

Po jakimś czasie podano mi znieczulenie. Ból zmienił swoją intensywność, ale i miejsce jego odczuwania. Po podaniu znieczulania, nie można przez jakiś czas być tak aktywną, więc umiejscowiłam się na łóżku i mieliśmy czekać. Muszę stwierdzić, że przez chwilę zrobiło się nawet ciut romantycznie. Światła był przygaszone, w tle przyjemna muzyczka, a my najbliższe 1,5 godziny spędziliśmy rozmawiając. Teraz nie pamiętam o czym rozmawialiśmy, ale było bardzo miło, z małymi nieprzyjemnymi momentami wstrzymania oddechu na skurcz.

Zaraz się widzimy.

Gdy ponownie mnie zbadano, oaza spokoju zamieniła się w ekspresową akcję o nazwie: czas na parcie! Muszę przyznać, że to “wyciskanie maluszka” potraktowałam bardzo zadaniowo. Troszkę jak na zawodach, gdzie ważna jest sprawność, wytrzymałość, ale jednocześnie musisz wciąż rozwiązywać zagadki. Bardzo zaskoczyło mnie to, że byłam cały czas bardzo świadoma i aktywna. Wciąż pytałam położną co mogę poprawić itp. Nie pamiętam nawet czy bolało. Pamiętam, że myślałam tylko o maluszku. Wszystko działo się tak szybko. Miałam tylko jeden cel w głowie i totalny focus. Na przerwach Eryk podawał mi tlen, a jak trzeba było działać to po prostu to robiłam. Z całych sił..

Po 20 minutach zobaczyliśmy maluszka! Nasz cudowny chłopczyk był na świecie i aż trudno było uwierzyć, że był przed chwilą w brzuszku i to on przez ostatnie miesiące, tak rozkosznie kopał w brzuszku. Spojrzeliśmy na niego, na siebie i od razu się popłakaliśmy. Gdy maluszek wylądował na moim ciele, był taki spokojny. Mimo, że noworodki nie widzą, to wydawało się, że tymi ogromnymi oczkami patrzy właśnie na mnie i widzi nasze miny. Tak przytuleni spędziliśmy najbliższe 2 godziny. Najpiękniejsze 2 godziny. Pełne pięknych emocji, spokoju, szczęścia.


Poród – wrażenia

Chyba lepiej nie umiem opisać tego dnia. Na pewno, każdy poród jest zupełnie inny i wyjątkowy. Każdy rodzic wspomina ten dzień inaczej, ale nikt z nas, nie jest w stanie opowiedzieć tego, gdyż po prostu się nie da.

Mam wrażenie, że większość przyszłych mam boi się porodu. A może po prostu boimy się bólu? Często pytamy o wrażenie inne mamy z ogromnym podekscytowaniem, próbując wyobrazić sobie siebie podczas tego procesu. Jednak stanowczo, uważam, że tego nie da się opowiedzieć. To co wyżej, to tylko suche fakty, ale te emocje i uczucia towarzyszące przez to godziny, to stanowczo coś więcej.

No, ale co z tym bólem?

Boli czy nie boli? Pewnie, że boli! Jednak pomyśl o tym w ten sposób, że to jedyny sensowny ból, który spotkasz w życiu. Każdy skurcz przybliża Cię do zobaczenia maluszka. Z każdą minutą jesteś bliżej i bliżej i bądź pewna, że to minie. Nagrodą będzie Twój wymarzony maluszek.


Zobacz również inne posty o tematyce parentingowej np: Niezbędnik przyszłej mamy lub Podróż w ciąży – czy jest czego się obawiać?

You may also like

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.