O biegu Rage Run słyszeliśmy od dawna same pozytywne opinie! Musieliśmy wybrać się na to wydarzenie i sprawdzić to na własnej skórze!
Start miałam zaplanowany na godzinę 10:20. Do miejsca wydarzenia mieliśmy grubo ponad dwie godziny trasy, więc ruszyliśmy wcześnie rano. Trafiliśmy bez problemu, kierunkowskazy z logiem wydarzenia nie pozwoliły nikomu się zgubić! W wyniku nieprzewidzianych przygód na trasie, miałam bardzo mało czasu na odbiór pakietu i przygotowanie się do startu. Gdy mocowałam chip do buta słyszałam w głośnikach, że już zaczyna się moja rozgrzewka! Szybko oddałam rzeczy do depozytu i w połowie dołączyłam do ćwiczeń! Rozgrzewka mojej fali była bardzo fajnie poprowadzona przez grupę Mud Goats. Ruszyliśmy w kierunku startu. Sygnalizacją rozpoczęcia biegu było oczywiście odliczanie, jak i uderzenie w wielki gong z logiem Rage Run- na prawdę robił wrażenie!
Pośpiech przed startem nie został bez konsekwencji. Już podczas pierwszego kilometra prawie zgubiłam chip. Udało mi się go szybko złapać, trochę biegłam trzymając go w ręku. Ostatecznie wylądował w moich legginsach i takim sposobem dobiegł ze mną do mety cały i zdrowy!
Trasę zaczynaliśmy biegiem w las, więc totalnie nie byłam świadoma co nas czeka, a w okolicy widziałam jedynie wysoką skośną ścianę! Ruszyliśmy żwawo, na początek delikatnie, stożek z …siana. Oh, jestem pewna, że w szpilkach lepiej by mi poszło przeskoczenie go! Zawsze ogromną trudność sprawia mi wdrapywanie się na tego typu konstrukcje, brakuje mi trochę centymetrów, ale nie ma co narzekać, wbijam pazury i przeskakuję! Zaraz po tym ukazała się wcześniej wspomniana skośna ściana. Nie była problemem, szybkie “hop” i biegniemy dalej! Następnie dróżka z opon i wbiegliśmy ponownie w las. Tam zaczęły się podbiegi, zbiegi i tak na zmianę. Bieg czasami w towarzystwie belki lub “pieska”- czyli trylinki o wadze 40kg na sznurku. Później musieliśmy ten sam ciężar wciągnąć po sznurku do góry! Nie wiem jak inne dziewczyny z tym sobie poradziły, podziwiam! Mnie ten ciężar dosłownie unosił do góry zamiast ja go! Gdy, myślałam, że nie może być już ciężej, zaczęły się bagna. Bagna, które nie miały końca. Czasami ciepłe, czasami zimne. Czasami była to woda po pas, a momentami błoto po głowę. Bardzo pomocne okazały się liny które ciągnęły się środkiem trasy. Gdyby nie one, pewnie do dzisiaj siedziałabym w tym błocie! I tak właśnie te błoto, na zmianę z wodą przewijało się do końca biegu. Gdy wychodziliśmy na chwilę na ląd, do pokonania była przeszkoda i z powrotem w nagrodę do wody! W między czasie ringi, drabinki, ścianki i inne fajne utrudnienia. Dużo było też wodnych przeszkód, nurkowania pod belkami i długą kratką czy niespodzianek typu: powalone drzewa! Najlepsze jest to, że zwykle po biegu mam ociężałe, zmęczone nogi, a tym razem od wyciągania się za linę z wody mam totalnie zakwaszone ręce! Przynajmniej wiem i czuję, że to był świetny trening!
Jak to określił Eryk “Znam Twoje słabości – tutaj były wszystkie: woda, błoto i małe niestniejące zwierzątka“. Jakie zwierzątka, pytacie? Biegnąc po błocie, ciągle widziałam jakieś małe ogonki, nóżki czy inne ruszające się części ciała małych zwierzątek. Dam rękę uciąć, że 50% z nich było prawdziwych. Resztę pewnie zrobiła już głowa, w każdym razie pod koniec postanowiłam nie patrzeć na ziemię tym przenikliwym wzrokiem. Przemierzałam bagna z głową wysoko w chmurach.
Ok, przyznaję się przystosowałam się do warunków i poruszałam się jak ślimak winniczek! Nigdy więcej, nie zaśmieję się, ze ślimaczków! Gdy biegowo udało mi się wyprzedzać grupkę mężczyzn, ta sama ekipa wyprzedzała mnie w kolejnym błocie i tak w kółko! Uh, muszę potrenować szybkość w wodzie!
Podczas biegu panowały upały. W lesie i błocie nie były tak bardzo odczuwalne. Mimo, to organizatorzy przygotowali aż 3 stoiska z wodą! Pierwsze było już po trzecim kilometrze, następne po około pięciu. Nie dało się poczuć pragnienia! Rewelacja!
Zapomniałabym! Dostaliśmy przepiękne medale! Organizatorzy stworzyli możliwość wygrawerowania na nich np. swoich inicjałów! Bardzo fajna oryginalna opcja! Najpiękniejsze jednak co widziałam, to statuetki za pierwsze miejsca! Jej! Istne cuda! Osobiście najbardziej podobała mi się nagroda za 3 miejsce drużynówki, ale pięknym ludzikiem za indywidualne podium również bym nie pogardziła. Może kiedyś uda mi się przetrzeć z niego kurz na własnej półce 🙂 Brawo Rage Run! Świetna robota!
Podsumowując, Rage Run to wyjątkowy bieg! Inny niż te, które biegłam dotychczas. Genialnie się bawiłam, jestem z siebie dumna, że to przetrwałam! Poznałam swoje kolejne słabości, które siedzą w głowie i te które muszę wypracować treningami! Bardzo chętnie tam wrócę z jeszcze większą mocą!