Pniówek- czy z czymś kojarzy się Wam ta miejscowość? Otóż, w tym miejscu znajduje się Kopalnia Węgla Kamiennego. Waśnie w tę okolicę śląska wybraliśmy się na bieg Runmageddon Pniówek.
To bardzo malownicze i dosyć “czarne” rozległe tereny. Wiedzieliśmy, że musimy mocno zawiązać buty, gdyż zapowiadała się wyboista trasa. Nie myliliśmy się. Organizatorzy dokładnie przemyśleli planowanie jej. Oczywiście, że w tym wypadku lekkie przedłużenie trasy(ponad 3 km) było mile widziane. Moje nogi poczuły te kilometry, tym bardziej, że miałam prawie miesięczną przerwę od biegania. Szybko musiałam przypomnieć sobie jak to się robi.
Górniczy klimat można było wyczuć od razu! Zaraz obok depozytu, gdzie zostawialiśmy rzeczy na czas biegu, znajdowały się prysznice. Korzystaliśmy z nich my- uczestnicy biegu, a na co dzień korzystają z nich pracownicy kopani. W dniu biegu również tam byli. To było ciekawe przeżycie, zobaczyć na prawdę czarne, spracowane twarze tych ludzi.
Nie wiem zupełnie o co mogło chodzić, ale Eryk opowiadał, że Panowie górnicy żartowali, że “taki Runmageddon, mają codziennie w domu, po powrocie z pracy”. Hmm 🙂
Początek biegu zaczynaliśmy krótką pętlą z kilofami w ręku. To stanowczo lepsze niż worek z piaskiem i przy okazji dużo lżejsze.
Później biegliśmy i biegliśmy, końca nie było widać. To była bardzo biegowa trasa z momentami błotka i to bardzo gęstego błotka, w którym można było nieźle ugrzęznąć na dłużej. Na trasie Runmageddon Pniówek pierwszy raz mieliśmy okazję zjechać tyrolką. To był super przerywnik w biegu, przy okazji można było rozejrzeć się w okolicy. Nie codziennie możemy śmignąć w powietrzu i nie codziennie w takim otoczeniu.
Odnośnie przeszkód… Jest progres! O tak! Zauważyłam, że z każdym biegiem zdobywam więcej doświadczenia i przeszkody idą mi coraz lepiej! Ponad dwumetrowa ścianka którą trzeba przeskoczyć, mimo mojego małego wzrostu już nie wydaje się taka straszna jak kiedyś. Powoli zaprzyjaźniam się z liną, i czuję, że stabilniej na niej wiszę. To pomogło mi w pokonaniu przeszkody “wędka żniwiarza”. Brzmi ciekawie prawda? Otóż na taką jakby wędkę trzeba się wdrapać. Samą wędką jest belka, a żyłką gruba lina. Namęczyłam się przy tym, ale udało się!
Najwięcej problemu wciąż sprawia nam przeszkoda o nazwie “Wariat”. To właśnie przy niej spotkaliśmy się z Erykiem. Nie było to romantyczne spotkanie, które można sobie wymarzyć. Wspólnie spędziliśmy tam trochę czasu na wielu próbach. Razem raźniej! Nie udało się jednak! Pewnie, że mogłabym pocieszać się faktem, że tylko jedna dziewczyna pokonała “Wariata”, ale to przecież nie o to chodzi. To ja musze sobie z nią poradzić! Jednak, nie traktujemy tego jako porażki. Zdobyliśmy dużo nowego doświadczenia, co zaowocuje w przyszłości! Nie poddamy się! Wariacie widzimy się niedługo! 🙂
Podsumowując, bardzo cieszymy się, że Runmageddony pozwalają nam poznać tyle ciekawych nowych miejsc, w które w innym wypadku pewnie byśmy nigdy nie przyjechali. To była super przygoda!
Zdjęcia: www.fotosa.pl i www.runmageddon.pl
9 komentarzy
Wasze zdjęcia zawsze są rewelacyjne. Podziwiam pasję , która Was łączy, zapał i w ogóle energię do tak ekstremalnego wysiłku
Ta atmosfera na biegu, dodaje dużo sił i zapały! 😀 Polecam!
Czym jest przeszkoda “Wariat”?
Extra. Świetne zdjęcia
podziwiam na prawde za wytrwałość 🙂
Świetna przygoda, a zdjęcia cudowne! 🙂
Widzę, że jest moc w Was
Fajne miejsce! Te wszytskie fabryki i kominy w tle tylko dodają klimatu całej zabawie! 😀 A co do “wariata: następnym razem się uda 🙂
Podziwiam. Ja bym nie dała rady.