Runmageddon w Wałbrzychu miał być naszym ostatnim startem jaki zaplanowaliśmy przed Mistrzostwami Świata w Londynie.
Całe szczęście, że lubimy wspólne podróże! Nie ma to jak przejechać przez całą Polskę, żeby troszeczkę pobiegać i troszkę wypocząć!
Plan mieliśmy iście epicki: w sobotę start Paulinki, następnie pobliski Aqua Park, zwiedzanie zamku a w niedzielę mój start i wyjazd w Czeskie góry. To wszystko oczywiście zwieńczone oglądaniem meczu siatkówki! Zabraliśmy ze sobą znajomych i ruszyliśmy w trasę!
Na miejscu okazało się że Runmageddon stworzył chyba najlepsze wydarzenie w tym roku. Cudowną ucztę biegowo–przeszkodowo.
Po obejściu trasy zobaczyliśmy, że zostały rozstawione wszystkie najfajniejsze przeszkody i chyba specjalnie dla nas usypane ogromne kopce na które musieliśmy wbiec.
Start Paulinki owiany był tajemnicą, gdyż do samego końca zastanawialiśmy się czy wystartuje w Rekrucie. Niestety dzień wcześniej na treningu zrobiła sobie ogromne odciski które naszły krwią. Nie wyglądało to za dobrze.
Wola walki wygrała i moja waleczna żonka stanęła na linii startu elit w Rekrucie. Niestety czarny scenariusz się sprawdził i pomimo zabezpieczeniu rąk taśmami, szybko zerwała nie tylko taśmę ale i skórę z rąk. Zakończyła zmagania na biegu.
Z ogromnym niedosytem przeszkodowym musiała zacząć przymusową regenerację, a ja jako dobry mąż dołączyłem do niej, rezygnując ze zwiedzania Wałbrzycha! Wymarzliśmy się tego dnia, więc zrobiliśmy sobie wieczór w stylu jesiennym: herbata z miodem, kocyk i dobry film.
Mój start miał się odbyć w formule Classic, również w serii elit. Jednak tego dnia dodał pikanterii fakt, że ścigałem się z dwoma dobrymi koleżkami z którymi przyjechaliśmy do Wałbrzycha. Taka typowa męska rywalizacja na zdrowych zasadach.
Przyszedł czas na mocną rozgrzewkę przed startem, ostatni łyk napoju izotonicznego i w drogę!
Początek był bardzo słaby, nie mogłem biec i czułem, że coś mi leży na żołądku– istna katorga. Mniej więcej po dwóch morderczych kilometrach biegnąc w okolicy 18 pozycji, stwierdziłem, że muszę jednak usunąć z siebie coś co mi zalega i zmusić do wymiotów. Trochę mi to zajęło, ale po usunięciu tego izotonika z organizmu, poczułem ogromną ulgę! Straciłem jakieś 6 pozycji, ale biegło mi się dużo lżej! Wreszcie odzyskałem oddech, nogi same gnały do przodu i spokojnie nadrabiałem stracone pozycje. Przeszkody pokonywałem bez większego problemu, na strzała.
Żeby nie było zbyt przyjemnie, organizatorzy przygotowali trochę wodnych przeszkód. Niestety po nich zaczęły łapać mnie skurcze jednocześnie w obu łydkach. Oooo nie! To był dopiero początek trasy! Kontynuowałem bieg, lecz nie był już taki płynny, gdyż starałem się rozciągać łydki podczas wbiegania pod górę. Każdą przeszkodę pokonywałem za pierwszym razem, ale asekuracyjnie, chwile rozciągając się przed nią.
Przed Multiringiem byliśmy ochlapywani wodą z węża strażackiego, przez co musiałem powtarzać go dwukrotnie. Za pierwszym razem spadłem dosłownie z pierwszego kółka. Szybkie wytarcie rąk o konstrukcję i Multiring zaliczony.
Ostatnią przeszkodą, która dzieliła mnie od mety był Wariat. Byłem zadowolony, gdyż nadrobiłem sporo pozycji i dobiegłem do niego 13-sty. Pierwsze podejście było nieudane, gdyż próbowałem dojść do samego dzwonka(zamiast rozbujać się i mieć to z głowy), drugie i trzecie podobnie. Przedramiona coraz bardziej spompowane i smutek coraz większy na mojej twarzy czując, że opadam z sił. Postanowiłem dojść do połowy, następnie mocno rozbujać się i uderzyć w dzwonek. Tak też zrobiłem! Wariat płata mi figle, ale pokonałem go, meldując się na mecie na 20 miejscu.
Kilka słów o samym biegu:
Uważam, że był to jeden z najfajniejszych Runmageddonów jakie biegliśmy! Mega ciężki, ale świetnie przygotowany! Przeszkody były porozstawiane od samego początku do samego końca, równomiernie z niewielkim spiętrzeniem na końcu. W sposób wyśmienity wykorzystany teren! Długość trasy zgodnie z zapowiedziami, czyli około 6 i 12 km w zależności od formuły. Ogarnięci sędziowie na przeszkodach, wiedzieli po co są na każdej z przeszkód, wiedząc o jej lokalizacji względem całej trasy! Po prostu cudo organizacyjne.
Jedyna wada to zerwana taśma w jednym miejscu. Można byłoby pomylić trasę, chodź z tego co wiem, ta usterka została szybko zauważona i naprawiona.
Mimo mojego miejsca i problemów z utrzymaniem izotonika, dla mnie był to bieg nr1 tego roku! Oby więcej takich fajnych imprez OCR 🙂
5 komentarzy
Ja nawet nie miałam pojęcia o istnieniu takich wydarzeń! Sama nie dałabym rady, jednak patrzenie na Wasze zawzięcie i satysfakcję z brania udziału, aż mam ochotę si ę trochę poruszać ;D
Podziwiam cię za taką wytrwałość i hart ducha. Ja nie dałabym rady.
Pełna zgoda. Wreszcie przeszkody rozstawione z sensem a nie jak w Poznaniu, liny zaraz za błotem. Faktycznie jeden z przyjemniejszych runmageddonów.
Cieszę się, że masz takie same odczucia! Aż, strach pomyśleć jak fajnie będzie na kolejnych 😀
Widzę, że kolejna świetna przygoda za wami 🙂